11 lipiec 2010 rok
Była 1:00. Lily Andersen nie zdejmowała maski tylko w niej spała. Dzisiejsza noc była dziwnie chłodna, Lily doskonale to odczuwała dlatego poszła spać tak jak w zimowe noce. Ale mimo to odczuwała chłód nocy tak bardzo jakby jej skóra była naga. Trzęsła się z zimna, jej komórka domowa nie była zbyt dobrze opatrzona, właściwie żadna nie była. W suficie były dziury tak samo jak w oknach czy ścianach, prawie ze wszystkich ścian opadał tynk a podłodze brakowało paneli. Jej łóżko zastępował materac, poduszka była zwiniętą ścierką a kołdra zwykłym cienkim kocem. W jej komórce domowej znajdował się tylko materac, krzesło, zniszczone biurko i płótna z farbami, pastelami, kredkami, węglem, kredkami, ołówkami i pędzlami. Ale wszystkie farby były zaschnięte a kredki, ołówki i pędzle połamane lub pogubione.
Lily miała nadzieje że jeżeli do jej komórki domowej weszliby złodzieje, handlarze czy terroryści pomyśleliby że jest to opustoszała już komórka. Ale doskonale wiedziała że to nie prawda w końcu prawie każda komórka w ich oddziale tak wyglądała. Z ust Lily uciekło westchnięcie które przemieniło się w parę, mimo iż jej ciało było zmarznięte, wstała. Wiedziała że jeżeli teraz wyjdzie straże złapią ją a wtedy zabiją, albo wyślą ją Oficera. Ale mimo to postanowiła zaryzykować, odsunęła zakurzony materac i wyjęła z dziury, którą kiedyś wykopała plecak. Do niego z tej samej dziury wpakowała dwie butelki wody, kawałek chleba i 3 jabłka. To były jej racje żywnościowe które zbierała cały rok, czasem się przez to głodziła i wędrowała do komórki szpitalnej. Dawali jej tam wtedy kawałki suchej bułki i coś co nazywali herbatą. Dla Lily herbata była czymś całkiem wtedy nowym, ale kiedy napiła się łyka coś jej się wtedy przypominało. Ale lekarze wtedy wstrzykiwali jej coś i szybko zapominała to co sobie przypomniała, nie wiedziała czemu to robili lecz zawsze ją to ciekawiło.
Kiedy plecak był spakowany a ona sama gotowa, wymknęła się przez okno. Wyskoczyła przez nie na liście i gałązki, wiedziała że straże ją usłyszeli dlatego czym prędzej pobiegła w stronę muru, który odgradzał ich komórkę z ruinami miasta. Do uszu Lily doszły szczekania nieznanych jej zwierząt, nie wiedziała co to jest ale jej bieg stał się jeszcze szybszy. Przed jej oczami zaczęło się robić coraz to bielej i nieprzeźroczyście że myślała, że zaraz straci przytomność. Ale właśnie wtedy do jej głowy wleciały jakieś obrazy, nie wiedziała co to jest ale słyszała kiedyś jak lekarze o tym mówili, nazywali to wspomnieniami. Przed jej oczami była droga z jakimiś przeszkodami, widziała siebie biegnącą wręcz uciekającą przed dziwnymi zwierzętami które szczekały. Później zobaczyła śmiejącą się starszą kobietę trzymającą jakiś pakunek w ręce, a obok dziwne coś przypominające szczura. Lily nie wiedziała o co chodzi ale coś mówiło jej "biegnij dalej! Uciekaj!", nie wiedziała co robi po prostu usłuchała się tego. Zignorowała uczucie omdlenia i biegła jeszcze szybciej, słyszała jak straże krzyczą "Stój!" , ale nie obchodziło ją to, jej celem była ucieczka. Już widziała mur, wiedziała że jest już blisko ale właśnie wtedy jej entuzjazm opadł, w jej stronę od strony muru biegło z 10-15 żołnierzy. Przez jej umysł przeszła myśl "już jest po mnie" i właśnie wtedy usłyszała huk, huk i jeszcze jeden huk. Trzy razy huk, który coś jej mówił ale nie miała pojęcia co, ale nagle ją olśniło "W lewo, późnej w prawo aż w końcu do starej szopy". Jej nogi jakby same ją prowadziły, ciągle słyszała krzyki i szczekania tych dziwnych stworzeń ale nie przejmowała się nimi, po prostu biegła.
~~~~~~~
No jak na razie tyle, mam nadzieje że wam się spodobało ^^ Możecie wyrazić swoją opinie o moim opowiadaniu w komentarzu + jeśli chcecie dalsze części. Siema!